|
www.lwowiak.fora.pl nie każdy lwowiak to batiar
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
admin
Administrator
Dołączył: 28 Gru 2007
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 22:21, 13 Wrz 2016 Temat postu: Drohobycz.rafinerie, artyści i wielkie fortuny |
|
|
- Działam trochę jak japoński pracoholik, pisząc tę książkę, poświęciłem na to całe lato - uśmiecha się prof. Nicieja. I dodaje: - To gęsta książka. Gęsta od wydarzeń, postaci, wątków, emocji. A że właśnie emocji, uczuć w niej tak wiele, to praca wymagała taktu i delikatności. Powiem, że wyjątkowo wiele tym razem trafiło do mnie szczegółów bardzo osobistych, a to w listach, a to na zdjęciach przysyłanych pocztą czy przekazywanych na spotkaniach autorskich. Należało potraktować je tak, by przodkom moich czytelników oddać historyczną sprawiedliwość, a jednocześnie by nie wyrządzić komuś krzywdy.
Miasto sklepów cynamonowych
Bruno Schulz, legendarny, najsłynniejszy obywatel Drohobycza, znany na całym świecie autor "Sklepów cynamonowych", napisał o swoim mieście: "Tam, gdzie mapa kraju staje się już bardzo południowa, płowa od słońca, pociemniała i spalona od pogód lata, jak gruszka dojrzała - tam leży ona jak kot w słońcu, ta wybrana kraina - to miasto jedyne na świecie."
Choć - jak pisze prof. Nicieja - Schulz był gimnazjalnym nauczycielem rysunku i niewiele zobaczył świata poza swoim Drohobyczem, to rozsławił jego imię aż za oceanem. - Każdy, kto trafia dziś do Drohobycza, wie, że warto w kawiarni na rynku, w pobliżu dawnego sklepu z towarami tekstylnymi ojca Brunona Schulza, usiąść i napić się kawy ze śmietanką i cynamonowym pyłkiem - opowiada autor.
"Dzisiejszy Drohobycz zachował dawną - międzywojenną, a miejscami nawet dziewiętnastowieczną atmosferę. Śródmieście i dzielnice willowe zastygły jakby w skansenowym letargu. Czas się tu zatrzymał i ma wszelkie znamiona scenografii z filmu Wojciecha Hassa »Sanatorium pod Klepsydrą «. Kamienice i wille drohobyckich milionerów - nafciarzy, pośredników, adwokatów czy kupców, choć z reguły zaniedbane i z sypiącymi się elewacjami, nadal imponują bogactwem sztukaterii, kutymi bądź żeliwnymi ogrodzeniami, pięknem otaczających je zdziczałych dziś ogrodów. (.) Był czas, gdy Drohobycz był po Krakowie i Lwowie najbogatszym miastem Galicji. Jaka była do tego droga?" - pyta prof. Nicieja.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
admin
Administrator
Dołączył: 28 Gru 2007
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 22:23, 13 Wrz 2016 Temat postu: |
|
|
.
Przez naftę do bogactwa
Z dwóch rzeczy słynął ponoć Drohobycz w okolicy: z najsmaczniejszej w Galicji cebuli, która rosła na polach wokół miasta, oraz z ropy naftowej, która samoistnie gromadziła się w rowach i zagłębieniach terenu. Zbierali ją tak zwani maziarze, po czym sprzedawali: gęsta maź używana była głównie jako smar do wozów.
Jak pisze prof. Nicieja, w 1810 roku dwaj kupcy otworzyli w mieście zakład, w którym uzyskiwano płynną ropę naftową oraz tzw. olej świecący, co było odkryciem na skalę światową. Tak więc to Galicja, a nie amerykańska Pensylwania powinna być uznawana za kolebkę przemysłu naftowego - uważa autor.
"W Ameryce początki tego przemysłu datują się na rok 1839 - po wywierceniu pierwszego szybu obok miasta Titusville. Tymczasem w galicyjskiej Słobodzie Rungurskiej było już wówczas 40 studzien ropnych, a w okolicach Borysławia i Drohobycza - 30. Jednak amerykański przemysł naftowy rozwinął się z impetem, wprost lawinowo (głównie ze względów technicznych), natomiast Austria, chcąc utrzymać polskie ziemie w letargu, hamowała w Galicji inwestycje. To spowodowało opóźnienie i ropa galicyjska popadła w zapomnienie.
Dopiero 40 lat później Ignacy Łukasiewicz przedstawił swój wynalazek: lampę naftową do oświetlania pomieszczeń, i znalazł kontrahenta - najpierw lwowski szpital, a później Dworzec Północny w Wiedniu rozbłysnął światłem pochodzącym z mazistej cieczy. I wtedy nastąpił początek »galicyjskiej Pensylwanii" - jak nazwano później zagłębie naftowe przecięte Tyśmienicą. W szczytowym 1909 roku z dworca w Drohobyczu wyekspediowano 200 tysięcy cystern ropy naftowej. Przyrost był gwałtowny: w 1907 roku milion 175 tysięcy ton, w 1908 - milion 718 tysięcy ton, w 1909 - już 2 miliony 86 tysięcy ton.
To nakręcało koniunkturę. Przez dworzec drohobycki przetaczały się pociągi towarowe z materiałami budowlanymi, meblami i żywnością. Czarny płyn, ropa, stawał się złotem i walczono o niego jak o złoto".
Skutek był taki, że do Drohobycza ściągali - skuszeni wizją szybkiego wzbogacenia się - nie tylko inwestorzy czy przedsiębiorcy, inżynierzy czy bankowcy, ale też szulerzy, awanturnicy, złodzieje, nawet zbrodniarze. Jak czytamy w siódmym tomie: "co pewien czas prasa odnotowywała zabójstwa lub samobójstwa bogatych nafciarzy, kupców, nieszczęśliwych rywali w miłości czy hazardzistów".
Dość powiedzieć, że w 1915 roku w Drohobyczu było aż 51 kancelarii adwokackich, podczas gdy w tej samej wielkości Złoczowie tylko 17.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
admin
Administrator
Dołączył: 28 Gru 2007
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 22:24, 13 Wrz 2016 Temat postu: |
|
|
.
Legenda Polminu
W stojącym ropą Drohobyczu budowano rafinerie. Najsławniejszą z nich była zbudowana w latach 1909-1912 przy ulicy Stryjskiej Państwowa Fabryka Olejów Mineralnych "Polmin", która - rozbudowywana i unowocześniana - była w owych czasach największą rafinerią w Europie.
Pracowały tam dwa tysiące robotników. Zarabiali dobrze: od 600 złotych do 2 tysięcy. Kilogram chleba kosztował wówczas 30 groszy, mięsa - 80 groszy, porządny rower Łucznik - 100 zł.
Firma płaciła też pracownikom rachunki za prąd czy gaz, finansowała remonty, rozdawała bezpłatne bilety autobusowe. Do dyspozycji załogi było kilka autobusów, które wykorzystywano do wyjazdów na zakupy, wycieczki czy grzybobrania. Dziś można tylko pomarzyć o takim zabezpieczeniu socjalnym ze strony pracodawcy...
Prof. Nicieja pisze: "Polmin był chlubą polskiego przemysłu lat międzywojennych. Może nie był tak sławny jak Gdynia czy Centralny Okręg Przemysłowy - sztandarowe dzieła wicepremiera i ministra gospodarki Eugeniusza Kwiatkowskiego - ale na pewno dawał pracę i płacę, dumę i prestiż tysiącom ludzi, inżynierom i robotnikom, którzy go budowali latami. Niestety, II wojna światowa unicestwiła tę wielką, supernowoczesną rafinerię w kresowym trójmieście. Zniszczyły ją doszczętnie dwa naloty lotnicze - jeden niemiecki, drugi amerykański".
Pierwszy miał miejsce we wrześniu 1939 roku. Drugi - w czerwcu 1944.
Opowiedział o nim prof. Niciei nieżyjący już prof. Wiesław Lesiuk, wieloletni dyrektor Instytutu Śląskiego w Opolu, który jako dziecko mieszkał w Drohobyczu.
- Trudno opisać, co się działo - relacjonował, a zapis tej relacji znalazł się w VII tomie "Atlantydy". - Moja matka nabawiła się wówczas lęku, z którego nie wydobyła się do końca życia. Z naszego domu na wzgórzu widać było bombowe gradobicie. Eksplodujące zbiorniki i kotłownie dawały przedsmak końca świata. Języki ognia zmiatały dachy budynków. W uszach pękały bębenki, gryzący dym i kurz dusił i dławił. Przyjaciel mego ojca, odrzucony podmuchem, wpadł do kadzi z roztopionym żelazem w giserni i tylko krótki, przeraźliwy jęk towarzyszył jego śmierci - opowiadał prof. Lesiuk.
Ten nalot to był koniec Polminu.
Cały tekst: [link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|